piątek, 1 lutego 2013

'Ćpun' i Wera.



Jestem sobie. Egzystuję. Tak tylko piszę, gdyby ktoś nie wiedział. A teraz przejdę do rzeczy, bo nie po to wchodzę na tego bloga, żeby Cię poinformować, że żyję, od tego w dzisiejszym świecie jest fejs. Tak sądzę...

Istotą dzisiejszej notki będzie powyższa książka.
Już wiem czemu drażni mnie 'Ćpun'. Jest prawdziwy. Wszystkie książki o narkotykach, które dotychczas czytałam były zbyt piękne. Nęciły, zachęcały, mówiły o pięknie, 'prawdzie' o narkotykach, porażkach na odwykach. Były napisane naprawdę pięknie. Tak pięknie, że chciało się przechodzić to wszystko. Nawet umierać tak 'pięknie'. 
Seks. To ważne. Opisywany był zawsze szczegółowo nawet na największej fazie. Zawsze każdy szczegół był dopracowany. Osoba, która go opisywała byłą najczęściej na dragach, albo na głodzie i szła się kurwić, żeby kupić sobie działkę, a w 'Ćpunie' nie ma szczegółów czy piękna. Wszystko widzi się  jak we mgle. Nic nie jest dopracowane. Nic nie jest proste. Wkurzałam się, że nikt nie raczył opisać pierwszego razu Gemmy, ale cholera, dopiero teraz zrozumiałam dlaczego! Na bank zrobiła to za kasę, czyli raczej nie ze Smółką, a nawet jeśli z nim to obstawiam, że była naćpana albo na głodzie. Czułam to. Rozumiesz? Jakbym znalazła się w jej ciele. Właśnie wtedy. Nie wiem jak mam Ci to opisać.To na pewno nie było przyjemne. Nie wiem jak wygląda zły/niedobry/nieprzyjemny seks, więc nie wymagaj ode mnie, żebym ubrała to w słowa. To, co poczułam. Mogę jedynie stwierdzić, że to było ODRAŻAJĄCE. Serio.
Nie przywiązuj wagi do moich refleksji, bo co o ćpunach może wiedzieć ktoś taki jak ja, ktoś kto nawet boi się zapalić po raz kolejny trawkę? Postanowiłam sobie, że nawet kolejny raz nie skuszę się na skręta, nie mówiąc o tym, że postanowiłam nigdy nie spróbować czegoś 'lepszego'. Teraz dla mnie wydaje się być to zadanie banalne, ale gdybym kiedyś mogła walnąć sobie w żyłę to nie wiem czy bym to zrobiła. Pewnie nie. Nie, nie dlatego, że jestem silna. Skądże. Nawet nie wiesz jak cholernie podnieca mnie perspektywa ćpania. Najpierw czujesz się zajebiście, potem coraz gorzej, ale nadal mówisz, że jest zajebiście, potem jest Ci jeszcze gorzej, aż w końcu rozpadasz się na kawałki, dopóki nie przypadnie Ci w udziale złoty strzał albo nie zakrztusisz się własnymi rzygami w rynsztoku. Jara mnie to. Rozumiesz? Może z wyjątkiem rzygowin w rynsztoku.
W sumie to nie wiem po co Ci to wszystko mówię, ale chyba dlatego, że po prostu chce, Tak... To dobry powód. Chcę się podzielić z Tobą tym, co czuję.... Bo ludzie myślą, że narkotyki dadzą im wolność, podczas gdy pochłaniają ich do reszty. I tego właśnie się boję. Boję się tego bardziej niż zakrztuszenia się rzygowinami. Nawet brzydzę się tego bardziej. Tego, że narkotyki, bezczelne kurwy, zamykają Ci umysł i każą myśleć TYLKO O SOBIE. Zabierają Ci wolność. Mówiłam Ci już, że jestem zdrowo pierdolnięta na punkcie tej pozornej wolności? No to mówię Ci teraz. Dragi w bardzo piękny sposób zabierają Ci wolność. PIĘKNY DLA MNIE. TO TAKIE... PODNIECAJĄCE.

Uwielbiam czytać o narkotykach. 'Upajać się' nimi na początku, potem brać, żeby móc normalnie funkcjonować, a potem cierpieć na głodzie. Ponosić porażki podczas kolejnych prób rzucenia tego świństwa. Uwielbiam kiedy to wszystko dzieje się tylko w mojej głowie. Czytanie takich książek dało mi o wiele więcej niż głupie pierdolenie księży, babć i nauczycieli, jakie to jest niedobre, ble i w ogóle fuj, że nas zabije, że to w ogóle nie jest fajne, że mamy się od tego trzymać z daleka, a przy okazji od wszystkiego innego, co uważane jest za złe, żeby przypadkiem nie zepsuć swojej opinii, i żeby rodzice nie musieli pierdolić Ci do ucha jak wielki wstyd im przynosisz, ukochany synku, ukochana córeczko.
Także ten... Polecam Wam 'Ćpuna', i w ogóle czytajcie takie książki, bo to uzależnienie jest naprawdę zajebiste.

Tylko te drażniące zakończenie, kiedy masz ochotę zapytać Gemmę: No co Ty kurwa?! Co Ty odpierdalasz?! Pojebało Cię?! 
Myślisz: Ty głupia suko, robił to wszystko dla Ciebie, Ty przynajmniej 
  masz dziecko! Masz dla kogo być czysta. Wiem, wiem... To żenujące, że tak myślę, ale  ona od samego początku mnie naprawdę irytuje! 



sobota, 11 lutego 2012

staram się myśleć pozytywnie.

tak właśnie, doszukuję się pozytywów we wszystkim co robię. próbuję dokończyć moje opowiadanie. mam trochę roboty, ale jest nadzieja, że będzie na za tydzień. jestem na 263 stronie '13 anioła' Anny Kańtoch, zostało mi tylko 187 stron,  czyli jutro nie będę miała już co czytać. leżąc w wannie myślałam o wzorach strukturalnych alkanów, alkenów i alkinów, co oznacza, że mam -50 od 'normalności', czymkolwiek owa normalność jest. zdałam sobie sprawę z kilku istotnych rzeczy. dążę do celu. jak na razie jest ok. myślałam, że gorzej będę to znosić. nie odpuszczę, bo bardzo mi na tym zależy.

sobota, 21 stycznia 2012

Przemyślenia.

Robiąc te dwie reczy, które kocham najbardziej. To niezwykłe, jaką radość mi to sprawia, udawanie kogoś innego i śpiewanie. Najpewniej czuję się grając, to pewnie dlatego, że nie sprawia mi to większych trudności. Może czasami trudno jest się przełamać, ale to rzadkość. Zwykle nie mam z tym problemu.

Ostatnio zaczęłam na poważnie zastanawiać się nad swoim życiem. Doszłam do dziwnych wniosków. Dla wielu ludzi 'tak jakby nie żyję'. Mnie osobiście to bawi, ale i nie pokoi. Nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie postrzegają brak konta na fejsbuku, nk czy  jakim kolwiek innym portalu, jako brak istnienia. Nawet nie staram się tego zrozumieć, bo jak dla mnie to jest chore. Jak jakieś konto internetowe ma pomóc mojej egzystencji? Szczerze tego nie kupuję. 

Nie rozumiem poglądów niektórych ludzi. Pytam, po co robić coś 'pod publikę'? Nijak mnie to nie kręci. Nie robię niczego 'pod ludzi', ani dlatego, że 'tak wypada'. 'Wszyscy tam idą, ty też idź!' Jak dla mnie nie ma gorszej rzeczy niż dopasowywanie się do otoczenia. Chyba jestem jakaś inna. Wszyscy nie nawidzą chodzić do tablicy na matmie, kiedy ja najbardziej lubię na matmie; ludzie chcą się podobać WYGLĄDEM, a ja chcę zniechęcać; nie przepadam za imprezami; z horrorów się śmieję, a komedia musi być niebotycznie dobra, żeby mnie ruszyła. Jestem dziwna i w ogóle nie wiem po co to piszę. Chyba mam jakiś kryzys.    

niedziela, 1 stycznia 2012

Opowiadanie Sylwestrowe.


Sylwestra. 'Huczne ma imieniny'- pomyślała obudziwszy się. Wstała niemalże od razu, za sprawą swojego niebiańskiego nastroju. Takiego samopoczucia nie miała od dawna. Zjadła śniadanie, posprzątała kuchnię, wspólnie z jedyną osobą, której szczerze nie rozumie upiekła chruściki. Nic wielkiego, a ją zawsze to cieszy. Tym razem jednak tylko ukradkiem nadzorowała proces powstawania tego cudownego przysmaku. Po tej jakże  udanej kuchennej wyprawie ujrzała miłość w najczystszej postaci. Dwie osoby, którym nie wiedzieć czemu najzwyczajniej w świecie się udawało. Śmiała się z nich. To fakt. W rzeczywistości jednak zazdrościła im. Nie tyle tego uczucia, co naiwności. Naiwności w to, że może być dobrze. Naiwność była cechą jakiej nie posiadała. Ona już dawno wyzbyła się wszelkich złudzeń. Bawiły ją ich złudzenia, ale życzyła im, aby byli szczęśliwi. Razem. Nie rozumiała dlaczego.
Przeszła do jednej z tych nudnych czynności życiowych, do oglądania telewizji. Oglądała program, którym szczerze gardziła, ale o dziwo nie miała z tym najmniejszego problemu. Bawiło ją to. Na oglądaniu telewizji straciła najmniej trzy godziny. Od jakiegoś czasu marnowanie życia traktowała jak swoje powołanie. Po tych trzech godzinach postanowiła zastanowić się nad swoim życiem. Nalała więc wody do wanny. Była zimna. O dziwo wcale jej to nie przeszkadzało. Zdjęła ubrania i weszła do wody. Długo leżała. Zachwycała się zapachem wody, a raczej płynu do kąpieli. Znała ten zapach od dzieciństwa i bardzo go lubiła. Zaczęła oglądać swoje ciało. Zamoczyła głowę w wodzie, a nogi oparła o ścianę. Leżąc w tej konfiguracji wmawiała sobie, że jest piękna. Próbowała usunąć ze swoich myśli kpinę. Zawsze uważała, że powinna na drugie imię mieć 'Ironia'. Spojrzała na swoje nogi. Zauważyła, że są całkiem niezłe.Tak właśnie o nich pomyślała- 'niezłe'. Przez chwilę pomyślała, że gdyby schudła i popracowała nad swoim ciałem mogłaby zostać modelką. Kpina ponownie wdarła się do jej myśli. Usunęła ją. Myślała o tym. Grałaby szczęśliwego i dumnego z siebie wieszaka. Dobrze grała. Uwielbiała to. Nie sprawiało jej to najmniejszej  trudności zarówno na scenie jak i w życiu codziennym. Skarciła się w myślach za złudzenia.Umyła włosy, całe swoje ciało pokryła grubą warstwą mydła. Wyjęła korek z wanny. Wody już nie było. Spłukała mydło i położyła się ponownie w suchej wannie. 'Dzisiaj czas napisać kolejne opowiadanie'- pomyślała. Nie miała tematu. Postanowiła napisać coś o sobie. Wyszła z wanny, otuliła się ręcznikiem, usiadła na zimnych płytkach łazienki. Siedziała tak, dopóki nie wyschła. Nałożyła odżywkę na włosy, zdjęła z grzejnika swoją ulubioną piżamę, ubrała ją jeszcze ciepłą i wyszła. Poczuła głód. Zrobiła dwie herbaty. Jedną dla siebie, drugą dla zmyślonego przyjaciela, którego w gruncie rzeczy nie miała, ale z grzeczności postanowiła jednak, zaparzyć drugą. Zrobiła pyszne kanapki i poszła do pokoju. Usiadła przy komputerze, otworzyła kilka nudnawych stron i zaczęła czytać, popijając herbatę i jedząc kanapki. Zamknęła je. Weszła na bloga i zaczęła pisać.
Dopiła drugą herbatę, napisała ostatnie zdania. 'Jestem ciekawa czy czytający potraktują to jako surowe tworzywo, stworzone na potrzeby moich ambicji, a może pomyślą, że tak właśnie wyglądał mój dzień. Swoją drogą, kto z nich ma rację?'- pomyślała, skończywszy pisać.    

sobota, 19 listopada 2011

'Bóg nie jest katem. To ludzie chcą go tak przedstawić.'




'Nie myślała o nich wcale, ludzie muszą gadać, tak samo jak muszą kochać. (...) Och ci ludzie normalni! Oni też w końcu umierają, więc co to za różnica?'

piątek, 18 listopada 2011

Moje jesienne opowiadanie.

Jest jesień, a mnie zamarzyło się posiadanie bloga i napisanie opowiadania, którego akcja rozgrywa się w środku zimy. 


Trzynaste zlecenie
David wygląda przez okno ciemnego pokoju. Zasłania je czarną jak węgiel roletą. Patrzy na zegarek. 
19:01. Ma jeszcze dziewięć minut, aby wyjść z domu. Jest rudy, ma przepiękne zielone oczy i kilka piegów. Bije od niego męskość, a kiedy jest na wykładach dziewczyny nie mogą oderwać od niego wzroku. Najzwyczajniej w świecie je rozprasza samym swoim wyglądem. Nikt nie pomyślałby jak zarabia na studia. Ma 21 lat i jest płatnym zabójcą. Może nie jest to dobra alternatywa, kiedy się studiuje, ale on nie miał wyboru. Często pytają go, gdzie pracuje albo skąd ma pieniądze na studia. David utrzymuje, że dorywczo tłumaczy opowiadania. Wierzą mu, bo angielski to jego mocna strona.
19:03. Siedem minut dzieli go od wyjścia. Zrobił to już dwanaście razy. Teraz się denerwuje, choć nigdy przedtem nawet nie miał wyrzutów sumienia.To ma być kobieta. Nic o niej nie wie, poza adresem. Jej zdjęcie jest nie wyraźne. Nie jest ciekaw dlaczego ona. Czuje się dobrze z tą niewiedzą.
19:05. Sprawdza czy wszystko zapakował do swojego czarnego, skórzanego plecaka, którego zawsze używa tylko w jednym celu. Wyjmuje wszystko. Kominiarka, rękawiczki, broń. Wszystko jest. Pakuje z powrotem.
19:09. Podchodzi do drzwi, łapie za klamkę. Stoi tak trzydzieści dwie sekundy.
19:10. Wychodzi.Idzie zatłoczoną ulicą. Takie lubi najbardziej, bo nie przeszkadzają mu w pracy. Jest środek zimy. Płatki śniegu spadają mu na twarz. Łzy zaczynają mu spływać po policzkach. Nie jest tchórzem, idzie dalej. Nikt go nie zauważa. Nikogo nie obchodzi normalnie wyglądający, szary człowiek.
Wchodzi na klatkę schodową. Mieszkanie, do którego zmierza znajduje się na dziewiątym piętrze i ma numer 67. To nowe osiedle, więc blok ma windę. Dla pozorów korzysta z niej dopiero na drugim poziomie. Wysiada z windy. Zauważa mieszkanie numer 67. Podchodzi do drzwi. Zakłada rękawiczki, kominiarkę. Pistolet trzyma w prawej ręce za plecami, a lewą dzwoni dzwonkiem. Mija szesnaście sekund. Słyszy szybkie, drobne kroki. Serce bije mu coraz szybciej. Otwiera stosunkowo mała dziewczynka, a on staje jak wryty. Nie wie co ma robić. Wystraszyła się.
-Wujku, wujku!- przeraźliwie krzyczy.
Więc jest ktoś jeszcze. Biegnie wujek. Ksiądz. Za nim ona, jego cel. David patrzy na dziewczynkę. Jest prześliczna, niczym wiosenny kwiat. Musi zakończyć zlecenie, inaczej zleceniodawcy się go pozbędą. Nie chce zabrać jej matki. Wie dobrze jak to jest. Wychował się w domu dziecka. Nie może pozwolić, by dziewczynka cierpiała.
-To ciebie miałem zabić - mówi do niedoszłej ofiary - to jej zawdzięczasz życie - wskazuje na dziewczynkę, przykłada sobie pistolet do skroni - Na wieki wieków. Amen - strzela.